Urząd pracy kilka tygodni temu zaproponował mi kurs dla pracowników hotelu. Nie skończyłem ani szkoły hotelarskiej, ani gastronomicznej. Jednak od dłuższego czasu brakowało ofert dostosowanych do moich kwalifikacji. Na kurs poszedłem z nadzieją, że przy okazji znajdę zatrudnienie. Trzeba przyznać, że praca w świętokrzyskim to wyjątkowy rarytas. Szczególnie kiedy ma się niskie wykształcenie. Można szukać czegoś tylko w branży budowlanej. Niestety ja na budowie to mógłbym tylko parzyć kawę murarzom. Ani we mnie siły, ani tężyzny mężczyzny. No do budowlanki to ja całkiem nie pasuję. Pomyślałem, że w hotelach, aż tak ciężkiej fizycznej pracy nie będzie. Kurs odbył się, otrzymałem zaświadczenie, ale z gwarancją zatrudnienia nie było najlepiej. Urząd wpisał mnie na listę oczekujących na staż. Nawet nie pytałem, który jestem w kolejce, bo bałem się usłyszeć odpowiedzi. Postanowiłem sam obejrzeć oferty internetowe. I znowu powiedzenie: ”kto szuka,ten znajdzie” okazało się wiarygodne. Znalazłem pracę w dużym hotelu. Rozmowy kwalifikacyjne były bardzo rzeczowe. Zaoferowali mi wynagrodzenie i przeczytali listę obowiązków. Kiedy powiedziałem, że jestem zdecydowany na wybrane stanowisko usłyszałem tylko krótkie „witamy na pokładzie”. Pierwszego dnia poznałem współpracowników i wszystkie zakamarki hotelu, zwłaszcza te, do których nieupoważnionym wstęp jest wzbroniony. A ja byłem upoważniony, wszak nosiłem ich firmowy uniform. Nowi koledzy nie narzekają na tę pracę. Myślę, że mi się też spodoba.
Warto podejmować ryzyko i szukać nowej lepszej pracy